cacer uzyskał przez to sposobność studjowania przeróżnych odcieni pogardy, która — jak się domyślał — była tajną przyczyną pogodzenia się pani Travers z płytkością wydarzeń i monotonją światowego życia.
Niektórych rzeczy z początku nie był w stanie zrozumieć, naprzykład — dlaczego wyszła za Traversa. Prawdopodobnie przez ambicję. D’Alcacer nie mógł się oprzeć wrażeniu, że ten wygodny błąd tłumaczył najzupełniej jej pogardę — a także tolerancję. Spotkanie w Manilli spadło na d’Alcacera zupełnie nieoczekiwanie; opowiadając o niem swemu wujowi, generalnemu gubernatorowi kolonji, zwrócił jego uwagę na to, że Anglicy, przegrywając w miłości lub polityce, puszczają się często w daleką podróż, jakby przez ogarnięcie wielkiego obszaru ziemskiej powierzchni spodziewali się nabrać świeżych sił do ponownej walki. Co się zaś tyczyło samego d’Alcacera, sądził — lecz tego już wujowi nie powiedział — że osobista jego walka z losem była skończona, choć i on wiele podróżował. Po stolicach Europy opowiadano sobie o nim pewną historję; cały jej skandal polegał na rozgłosie wybujałego uczucia, a cały tragizm — na przedwczesnej śmierci kobiety, której czarująca doskonałość równie mało była znana wielkiemu światu jak dyskretne i namiętne ubóstwienie, niewinnie przez nią wzbudzone.
Zaproszenie do podróży na jachcie było kulminacyjnym punktem wielu wymienionych uprzejmości i zostało wywołane głównie przez to, że pan Travers pragnął mieć towarzysza do rozmowy. D’Alcacer zgodził się z niedbałą obojętnością człowieka, dla którego równie dobrym jest każdy rodzaj ucieczki przed bezlitosnym wrogiem. Nie spodziewał się wielkiej ulgi
Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie.djvu/145
Ta strona została skorygowana.