na zegar w luce świetlnej, zauważył z rozdrażnieniem że wskazówki stoją, gdy wtem ucho jego pochwyciło słabe tykanie mechanizmu. A więc zegar szedł! Lingard nie spał dłużej niż dziesięć minut. Zeszedł z pokładu najwyżej przed dwudziestu minutami!
Więc to było tylko złudzenie; nie widział nikogo. A jednak pamiętał zwrot jej głowy, linję karku, barwę włosów, ruch przechodzącej postaci. Poszedł zgnębiony do kajut-kompanji, mrucząc: „Już nie będę mógł spać tej nocy“ — i wrócił natychmiast, trzymając kilka arkuszy papieru pokrytego dużem, kanciastem pismem. Był to list Jörgensona, napisany przed trzema dniami i powierzony Hassimowi. Lingard przeczytał był go już dwa razy, ale teraz podkręcił lampę i zasiadł, aby go raz jeszcze odczytać. Na czerwonej tarczy ponad głową Lingarda złocony snop błyskawic, godzących wdół między jego inicjałami, zdawał się celować prosto w jego kark, gdy siedział, oparłszy o stół gołe łokcie, ślęcząc nad pomiętemi kartkami.
List tak się zaczynał:
Hassim i Immada wyruszają dziś wieczór aby ciebie szukać. Jesteś spóźniony, a każdy dzień pogarsza sytuację. Przed dziesięciu dniami trzej ludzie Belaraba, którzy zbierali żółwie jaja na wysepkach, wrócili z pośpiechem, opowiadając o jakimś okręcie osiadłym na zewnętrznych mieliznach. Belarab rozkazał natychmiast, aby łodzie nie opuszczały laguny. Dotąd wszystko było w porządku. We wsi zapanowało wielkie podniecenie. Przypuszczam, że to musi być szkuner należący do jakiegoś głupiego kupca. No ale będziesz już wiedział o co chodzi, kiedy to przeczytasz. Może myślisz, że mogłem sam wyruszyć
Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie.djvu/196
Ta strona została skorygowana.