swego pana. Gdyby nie to, że lada chwila spodziewano się twego powrotu, byłoby doszło wieczorem do walki między partjami. Wielka szkoda, że zamiast Belaraba Tengga nie stoi na czele osady. Na odważnym i przezornym człowieku można zawsze do pewnego stopnia polegać, choćby nawet był w gruncie rzeczy zdradziecki. A z Belarabem nie wiadomo nigdy, czego się trzymać. Pokój! Pokój! Znasz jego manję. I z powodu tej manji postępuje głupio. To domaganie się pokoju doprowadzi go do awantury. Może w końcu przypłacić to życiem. Ale Tengga nie czuje się jeszcze dość silnym, aby oprzeć się tylko na swoich poplecznikach, Belarab zaś posłuchał mojej rady i rozbroił wszystkich mieszkańców wsi. Jego ludzie wtargnęli do chat i odebrali wszystką broń palną i wszystkie włócznie, jakie tylko znaleźli. Kobiety wymyślały im, naturalnie, ale oporu nie było. Widziano, że kilku ludzi uszło z bronią do lasu. Zapamiętaj to sobie, bo to znaczy że obok Belaraba jest we wsi druga siła. Wzrastająca siła Tenggi.
Jednego dnia rano — przed czterema dniami — pojechałem w odwiedziny do Tenggi. Znalazłem go na wybrzeżu, gdzie obrabiał deskę małą siekierką, a niewolnik trzymał mu parasol nad głową. Zabawia się teraz budowaniem łodzi. Porzucił siekierkę, aby wyjść naprzeciw mnie i trzymając mię za rekę, zaprowadził w cieniste miejsce. Powiedział mi otwarcie, że wysłał dwóch dobrych pływaków, aby śledzili ów statek osiadły na mieliźnie. Ci ludzie prześlizgnęli się w czółnie wdół rzeczki i znalazłszy się na brzegu morza, płynęli od mielizny do mielizny, aż zbliżyli się — prawdopodobnie niedostrzeżeni — na pięćdziesiąt jardów do tego szkunera. Co to może być za statek?
Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie.djvu/198
Ta strona została skorygowana.