sobie drogę przepływaniem nad rewami. Było tam tak wiele wysepek i piaszczystych ławic, że w razie nagłej niepogody udawało się zawsze znaleźć miejsce osłonięte od wiatru; gdy zaś Lingard chciał wylądować, wciągał łódkę na brzeg, idąc naprzód z liną w ręku, jak olbrzymie dziecko wlokące za sobą łódeczkę — zabawkę. Gdy statek był zakotwiczony na płytkiem morzu, Lingard odwiedzał lagunę w tem właśnie czółenku. Raz, gdy zaskoczyła go nagle silniejsza bryza, dostał się wbród na pochyłe wybrzeże, niosąc łódeczkę na głowie i przez dwa dni spoczywali razem na piasku; wokoło nich szalała płytka, sina woda, a poprzez trzymilowy płat piany widać było niekiedy jak bryg rozpływa się we mgle i znów się ukazuje wyraźnie, kiwając wyniosłemi masztami, które, zda się, dotykały rozpłakanego nieba o rozpaczliwej szarości.
Za każdym razem gdy Lingard wpływał na lagunę, wiosłując nagiemi ramiona, Jörgenson — śledzący ujście zatoczki od chwili, kiedy stłumiony wystrzał od strony morza zawiadomił go o przybyciu brygu na Wybrzeże Zbiegów — mruczał pod nosem: „To płynie Tom w swojej łupince“. I rzeczywiście łódka była podobna z kształtu do łupiny od orzecha, a także i z barwy swych ciemnych, pokostowanych desek. Barki i ramiona mężczyzny wystawały wysoko nad burtę; łódeczka, obciążona barczystą postacią, wspinała się odważnie na strome krawędzie fal, zsuwała się przycupnięta w zagłębienia morza i niekiedy przeskakiwała statecznie przez krótką falę. Jej zachowanie miało w sobie coś mężnego i godnego zaufania; zdawało się, że to górski kucyk o niezawodnych nogach, niesie po trudnym terenie jeźdźca znacznie od siebie większego.
Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie.djvu/226
Ta strona została skorygowana.