Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie 02.pdf/13

Ta strona została skorygowana.

Przestraszony głos zawołał nad nimi po malajsku: — Kapitan przyjechał.
Pani Travers zamilkła, słysząc ten dziwny dźwięk. Lingard złożył wiosła; zobaczyła, że suną pod wysokim bokiem brygu. Ciemna twarz, patrząca z wytężeniem, zjawiła się bardzo blisko jej oczu, czarne palce chwyciły za burtę łódki. Powstała, chwiejąc się. — Niech pani uważa — rzekł znowu Lingard, ale tym razem — w świetle — nie ofiarował jej pomocy. Weszła po trapie sama, a za nią Lingard.
Szaniec był zapełniony ludźmi dwóch ras. Lingard i pani Travers przeszli szybko wśród grup, które usuwały im się z drogi. Otworzył przed nią drzwi kabiny, ale pozostał na pokładzie aby się wypytać o łódki wysłane na zwiady. Powróciły, gdy był na jachcie i obaj dowodzący majtkowie przyszli na rufę zdać raport. Łódka wysłana na północ nic nie spostrzegła. Łódź, której kazał zbadać ławice i wysepki leżące na południe od brzegu, widziała istotnie prao Damana. Dowódca jej raportował, że kilka ognisk paliło się na brzegu, gdyż załogi obu prao obozowały na piaszczystej rewie. Gotowano posiłek. Ludzie z brygu byli dość blisko aby słyszeć głosy. Na mostku prao stał człowiek pełniący wartę; dowiedzieli się o tem, ponieważ słyszeli, jak krzyczał coś do ludzi obozujących w dole u ognisk. Lingard chciał wiedzieć, jak tego dokazali, że ich nie spostrzeżono. „Noc była naszą kryjówką“, odrzekł Malaj głębokim, warkliwym głosem. Nie miał pojęcia, że jacyś biali są w obozie Damana. Skądżeby się tam wzięli? Radża Hassim i jego siostra zjawili się niespodzianie w swem czółnie obok jego łodzi. Radża Hassim rozkazał mu szeptem, aby wracał na bryg natychmiast i opowiedział tuanowi o wszystkiem,