Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie 02.pdf/49

Ta strona została skorygowana.

daje mi się że ona nie żyje na ziemi — że to są wszystko czary.
Zawodziła wśród nocy. Hassim milczał. Nie miał złudzeń, i gdyby chodziło nie o Lingarda lecz o innego człowieka, byłby uznał jego postępek za samobójcze szaleństwo. Travers i d’Alcacer byli według Hassima dwoma potężnymi radżami — prawdopodobnie krewniakami władczyni kraju Anglików, o której wiedział, że jest kobietą; ale dlaczego tu przybyli i sprzeciwiali się aby Hassim odzyskał swoje królestwo, to było niezrozumiałe i zagadkowe. Hassimowi chodziło także i o bezpieczeństwo Lingarda. Że Lingard narażał się głównie z jego powodu, aby spór o życie dwóch białych nie zniweczył wielkiego przedsięwzięcia — nie uderzało to Hassima tak bardzo jakby sobie można wyobrazić. Pewne cechy jego charakteru sprawiały, że uważał ten postępek Lingarda za konieczny. Czyż nie był radżą Hassimem, a ten drugi człowiek — mąż silnego serca, krzepkiego ramienia, nieustraszonej odwagi, mąż dość wielki na to by się opiekować szlachetnie urodzonymi książętami — czyż nie był jego przyjacielem? Słowa Immady wywołały na usta Hassima uśmiech, który — jak jego słowa — zagubił się w ciemności. „Zapomnij o swem znużeniu, o siostro — rzekł łagodnie — abyśmy nie przybyli zapóźno“. Hassim spodziewał się, że nadchodzący dzień rzuci światło na jakieś decydujące wypadki. Pomyślał o swych ludziach strzegących Emmy i zapragnął znaleść się w miejscu, gdzieby mogli usłyszeć jego głos. Żałował, że niema przy nim Dżaffira. Czuł dotkliwie nieobecność tego sługi, któremu ongi powierzył zlecenie do przyjaciela; zlecenie owo miało być ostatniem. A jednak nie było ostatniem. Hassim ocalał, i żywił nowe nadzieje, i stawiał czoło nowym troskom;