Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie 02.pdf/79

Ta strona została skorygowana.

porządne. Byłabyś jawnym awanturnikiem. Oczywiście pod względem moralnym. To jest dla mnie zawsze wielkiem zmartwieniem. Masz w sobie pogardę dla poważnej strony życia, dla pojęć i ambicyj sfery towarzyskiej, do której należysz.
Umilkł, zobaczywszy że żona splotła znów ręce na karku i przestała na niego patrzeć.
— To jasne jak na dłoni — zaczął znowu. — Obracaliśmy się wśród najwybitniejszych ludzi — a ty odnosiłaś się do nich zawsze tak — tak negatywnie! Nie chciałaś nigdy uznać znaczenia osiągniętych zamierzeń ani też zdobytych stanowisk. Nie pamiętam, abyś kiedy wyraziła szczery podziw dla jakiejś pomyślnie przeprowadzonej akcji, politycznej czy też społecznej. Pytam się siebie, czego ty się właściwie mogłaś od życia spodziewać?
— Nie byłabym się nigdy spodziewała, że usłyszę z twoich ust taką przemowę. A jeśli chodzi o to, czego się spodziewałam... Byłam widać bardzo głupia.
— Nie, tego w żadnym razie nie można o tobie powiedzieć — oświadczył sumiennie pan Travers. — To nie jest głupota. — Zastanowił się przez chwilę. — Zdaje mi się, że to jest coś w rodzaju samowoli. Wolałem zawsze nie myśleć o tej bolesnej różnicy dzielącej nasze poglądy, której — jak mi to przyznasz — nie mogłem się spodziewać przed naszym...
Coś nakształt uroczystego zakłopotania ogarnęło pana Traversa. Pani Travers, oparłszy brodę na dłoni, wpatrywała się w pustą, oszalowaną ścianę szałasu.
— Czy zarzucasz mi przebiegłość i kobiecy fałsz? — spytała bardzo cicho.
Duszne gorąco przepełniało mały domek, gorąco przesycone lekkim zapachem perfum, który zdawał się