Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie 02.pdf/93

Ta strona została skorygowana.

faworyty nie mogły wpłynąć na chwiejność tego Araba, którego czyn zdawał się zawsze trwać w mistycznem zawieszeniu wśród sprzecznych rozważań i opinij miotających jego wolą. Lingard nie obawiał się wcale jakiegoś nagłego czynu Belaraba lub jego powolnej decyzji. Niebezpieczeństwo leżało w milczącem niezdecydowaniu władcy, które miało coś beznadziejnie boskiego w swym odległym spokoju, i groziło tem, że Belarab nic wogóle nie zrobi i pozostawi białego przyjaciela samego wobec niesfornych porywów ludu; przeciw tym zaś Lingard nie miał innych środków walki prócz siły, której użyć nie śmiał, ponieważ oznaczałoby to zniszczenie jego planów i upadek wszelkich nadziei — a co gorsza wyglądałoby na zdradę w stosunku do Immady i Hassima, zbiegów wyrwanych z objęć śmierci w burzliwą noc; obiecał przecież wprowadzić ich w tryumfie z powrotem do ojczyzny, którą ujrzał raz jeden śpiącą kamiennym snem pod gniewem i ogniami niebios.
Popołudniu tego samego dnia, kiedy Lingard przybył z panią Travers na pokład Emmy — co tak bardzo zgorszyło Jörgensona — pani Travers wypoczęła przez parę godzin, poczem Lingard miał z nią długą, płomienną i męczącą rozmowę. Ze względu na przedmiot rozmowa ta nie mogła być wyczerpująca, lecz ku jej końcowi czuli się oboje doszczętnie wyczerpani. Pani Travers nie trzeba już było informować o różnych faktach i możliwościach. Zdawała sobie z nich sprawę aż nadto dobrze i nie do niej należało udzielać rad lub przekonywać. Nie proszono jej o rozstrzyganie lub argumentację. Wypadki posunęły się już zadaleko. Ale czuła się wyczerpana śledzeniem namiętnej walki w wielkiej duszy tego człowieka, który był tak straszliwie