Strona:PL Joseph Conrad - Wykolejeniec tom I.djvu/059

Ta strona została uwierzytelniona.

Wołała ciebie; błagała żebym cię odnalazł. Biedna kobieta — mówiła od rzeczy, że niby wszystko to jej wina.
Willems słuchał w zdumieniu. Stary, zaślepiony bałwan! jakże mógł się tak mylić! Ale jeśli to prawda, jeśli to nawet prawda, sama myśl o zobaczeniu Joanny napełniała Willemsa niewypowiedzianym wstrętem. Nie złamie swej przysięgi, ale wrócić do niej nie chce. Niech na nią spada grzech tej rozłąki, zerwanie świętego węzła. Rozkoszował się niezmierną czystością swego serca i wrócić do żony nie myślał. Niech ona wróci do niego. Miał przyjemną pewność że nigdy już jej nie zobaczy, i to z jej własnej winy. W tem przeświadczeniu powiedział sobie uroczyście, że gdyby do niego wróciła, przyjmie ją i przebaczy wspaniałomyślnie, gdyż taka jest chwalebna niezłomność jego zasad. Zastanawiał się czy wyjawić Lingardowi oburzające swe poniżenie. Wyrzucony z domu — i to przez żonę; przez tę kobietę, która jeszcze wczoraj ledwie śmiała w jego obecności oddychać. Milczał; nie mógł się zdecydować. Nie! Brak mu odwagi aby opowiedzieć tę ohydną historję.
Gdy łódź brygu ukazała się nagle na czarnej wodzie tuż obok mola, Lingard przerwał przykre milczenie.
— Myślałem zawsze — rzekł smutno — myślałem zawsze że niezbyt wiele masz serca, i że łatwo ci odtrącać tych, co najbardziej ci są oddani. Odwołuję się do tego co w tobie najlepsze; nie rzucaj tej kobiety.
— Ja jej nie rzuciłem — odrzekł szybko Willems, świadom swej prawdomówności. — Dlaczegobym miał ją rzucać? Zauważył pan słusznie że była dla mnie dobrą żoną. Bardzo dobrą żoną, spokojną, posłuszną, kochającą, i kocham ją tak jak i ona mnie kocha. Akurat taksamo. Ale wrócić teraz do tego miejsca, gdzie... Znaleźć się znów wśród tych ludzi, co wczoraj gotowi byli prze-