Strona:PL Joseph Conrad - Wykolejeniec tom I.djvu/066

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pozdrowienie dla ciebie! — odpowiedział po chwili wahania zaskoczony Lingard i zwrócił się do Willemsa z gorzkim uśmiechem: — To głos Abdulli. Jaki się nagle zrobił grzeczny, no, no! Ciekawym co to ma znaczyć! Nic innego tylko zwykła jego bezczelność. Et, co tam! Wszystko mi jedno czy grzeczny jest czy bezczelny. Wiem że ten człowiek zaraz wyruszy i puści się za mną jak strzała. Nic mnie to nie obchodzi. Prześcignę każdy statek na tych morzach — dodał, a jego dumny i rozmiłowany wzrok pobiegł w górę i zawisł z rozkoszą wśród wyniosłych masztów i wdzięcznych rej.