Strona:PL Joseph Conrad - Wykolejeniec tom I.djvu/079

Ta strona została uwierzytelniona.

skich. Zazdrość Lingarda, jak twierdził Babalaczi, uniemożliwia innym kupcom dostęp do rzeki. Jedni się boją, inni nie wiedzą jak się tam dostać, a jeszcze inni nie mają pojęcia o istnieniu Sambiru; wielu znajduje że nie opłaci im się narażać na gniew Lingarda wzamian za wątpliwy przywilej handlu ze względnie nieznaną osadą. Są to przeważnie ludzie niepewni i niegodni zaufania. Tu Babalaczi wspomniał z żalem mężów, których znał zamłodu: bogatych, stanowczych, gotowych na wszystko! Ale poco opłakiwać przeszłość i rozprawiać o zmarłych? Żyje pewien mąż — wielki — i mieszka niezbyt daleko...
Taka była polityka Babalacziego, którą wykładał swemu ambitnemu protektorowi. Lakamba potakiwał, zarzucał tylko jedno: że to jest droga bardzo długa. W gorącem pragnieniu aby pochwycić dolary i władzę, wygnaniec o słabym umyśle gotów był rzucić się w objęcia pierwszemu lepszemu wędrownemu zbójowi, którego pomoc można było sobie zapewnić; Babalaczi miał wielkie trudności w powstrzymywaniu Lakamby od czynów gwałtownych i nierozważnych. Nie trzeba się zdradzać że zamierzają wprowadzić nowy czynnik do społecznego i politycznego życia Sambiru. Jest zawsze możliwość iż zamach się nie uda, a wówczas zemsta Lingarda spadnie na nich szybko i niezawodnie. Ryzykować nie należy. Muszą czekać.
A tymczasem Babalaczi przenikał do wszystkich zakątków osady, przysiadał codziennie na piętach u wielu ognisk domowych, badając nastrój mieszkańców oraz opinję publiczną — i nadmieniając zawsze o swym bliskim wyjeździe. Nocą brał często najmniejsze z czółenek Lakamby i wyruszał pocichu z tajemniczą wizytą do swego starego wodza po drugiej stronie rzeki.