Strona:PL Joseph Conrad - Wykolejeniec tom I.djvu/082

Ta strona została uwierzytelniona.

miejsce, dokąd przychodzi pić wszelka zwierzyna. W tem spokojnem, odosobnionem zaciszu Babalaczi wyłożył swój plan uważnemu Lakambie. Oto powziął myśl aby użyć Willemsa dla zniweczenia wpływu Lingarda.
— Znam białych ludzi, tuanie — rzekł w końcu. — Widziałem ich w wielu krajach; są zawsze niewolnikami swych pragnień, gotowi każdej chwili złożyć swą siłę i swój rozsądek w ręce kobiety. Los prawowiernych wyznawców wypisany jest ręką Potężnego, lecz ci, co czczą wielu bogów, rzuceni są na świat z gładkiem czołem i ręka bylejakiej kobiety może doń przyłożyć piętno zniszczenia. Niech się biali tępią nawzajem. Wolą Najwyższego jest aby byli głupi. Umieją dotrzymywać wiary swym wrogom, lecz względem samych siebie są tylko oszustami. Hai! Widziałem to! Widziałem!
Wyciągnął się jak długi przed ogniskiem i zamknął oczy, zasypiając, czy też udając że zasypia. Lakamba, niezupełnie przekonany, siedział długi czas, utkwiwszy wzrok w ciemnym żarze. W miarę jak się noc posuwała, lekka biała mgła wznosiła się z rzeki, a zachodzący księżyc pochylony nad lasem zdawał się tęsknić za spokojem ziemi niby kapryśny, zbłąkany kochanek, który wreszcie powraca aby złożyć znużoną głowę na piersi swej umiłowanej.