Strona:PL Joseph Conrad - Wykolejeniec tom I.djvu/085

Ta strona została uwierzytelniona.

pilnie przed siebie, wiosłując to z prawej strony, to z lewej i nie zwracał uwagi na słowa, które dochodziły go słabo.
Trzy miesiące już upłynęły, odkąd Lingard przywiózł Willemsa do Sambiru i odjechał szybko, zostawiwszy go pod opieką Almayera. Obaj biali nie przypadli sobie do gustu. Almayer czuł wielką niechęć do swego gościa, gdyż pamiętał czasy, kiedy pracowali razem u Hudiga i kiedy Willems, zajmujący wyższe stanowisko, traktował go z obraźliwą łaskawością. Przy tem Almayer był zazdrosny o łaski Lingarda.
Ożenił się z malajską dziewczyną, którą stary marynarz zaadoptował w napadzie nieobliczalnego swego miłosierdzia; domowe pożycie małżeństwa nie było szczęśliwe i Almayer spodziewał się, że majątek Lingarda wynagrodzi mu przykrości matrymonjalne. Pojawienie się Willemsa, który zdawał się mieć jakieś prawa do Lingarda, napełniło Almayera wielkim niepokojem, tembardziej że stary marynarz ani myślał wtajemniczyć męża swej przybranej córki w dzieje Willemsa lub zwierzyć się ze swych zamiarów co do przyszłych losów tego osobnika. Almayer odniósł się podejrzliwie do Willemsa od pierwszej chwili; gdy ten starał się pomagać mu w handlu, udaremnił jego wysiłki, a kiedy Willems się cofnął, Almayer z charakterystyczną przewrotnością powziął doń urazę za jego obojętność. Stosunki ich, z początku chłodne i grzeczne, zamieniły się w milczącą nieprzyjaźń a potem w jawną wrogość; obaj pragnęli gorąco powrotu Lingarda i końca sytuacji, która stawała się coraz nieznośniejsza.
Czas wlókł się powoli. Willems patrzył dzień po dniu na wschód słońca, zapytując siebie ponuro, czy przed wieczorem zajdzie jaka zmiana w trapiącej go śmiertel-