Strona:PL Joseph Conrad - Wykolejeniec tom I.djvu/090

Ta strona została uwierzytelniona.

wiając naczynia na ziemi, i odwróciła się nawpół aby spojrzeć za siebie. Willems zatrzymał się również na jaką minutę, a potem ruszył dalej spokojnym, pewnym krokiem, kobieta zaś usunęła się aby go przepuścić. Patrzył prosto przed siebie, lecz prawie nieświadomie wchłaniał każdy szczegół wysokiej, wdzięcznej postaci.
Gdy się zbliżył, kobieta odwróciła nieco głowę i swobodnym ruchem silnego, krągłego ramienia podniosła zwisającą masę czarnych włosów, zgarniając je na dolną część twarzy. Zaraz potem Willems przeszedł tuż obok sztywnym krokiem, jak człowiek pogrążony w transie. Słyszał szybki jej oddech i poczuł spojrzenie rzucone z pod przymkniętych powiek. Dotknęło zarazem jego mózgu i serca. Wydało się czemś głośnem i podniecającem jak krzyk, cichem i przeszywającem jak natchnienie. Przeszedł z rozpędu koło niej, lecz jakaś niewidzialna moc — na którą składał się podziw, i ciekawość, i pożądanie — sprawiła że zawrócił natychmiast po wyminięciu kobiety.
Dźwignęła już z ziemi swe brzemię aby iść dalej ścieżką. Nagły ruch Willemsa zatrzymał ją przy pierwszym kroku, i stała znów, prosta, smukła, wyczekująca; we wdzięcznym bezruchu jej postaci czuło się napiętą gotowość do ucieczki. Wysoko w górze gałęzie łączyły się, lśniąc przejrzyście jak falująca zielona mgła, przez którą deszcz żółtych promieni padał na głowę kobiety, spływał rozmigotany wzdłuż czarnych splotów, jaśniał na twarzy zmiennym blaskiem płynnego metalu, zapadał niknącemi iskrami w ciemne głębie oczu, które były teraz szeroko rozwarte i powiększoną źrenicą patrzyły spokojnie na człowieka zagradzającego drogę. A Willems zapatrzył się w tę kobietę, urzeczony owym czarem, w którym kryje się nieuchronna klęska, przeszyty uczu-