Strona:PL Joseph Conrad - Wykolejeniec tom I.djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.


ROZDZIAŁ SIÓDMY

Są w życiu krótkie okresy, które zapadają w pamięć tylko jako wspomnienie uczuć. Nie zostawiają wspomnień ruchów, czynów, wogóle jakichkolwiek przejawów życia; wszystko gubi się w nieziemskiej wspaniałości lub nieziemskim mroku takich chwil. Żyjemy wówczas pochłonięci tem czemś w naszem ciele co się raduje lub cierpi, podczas gdy ciało jak zwykle oddycha, czasem rzuca się instynktownie do ucieczki lub niemniej instynktownie walczy — a może i umiera. Lecz śmierć w takiej chwili jest przywilejem szczęśliwych, jest rzadkim i wielkim darem, łaską najwyższą.
Willems wcale sobie nie przypominał, jak i kiedy rozstał się z Aissą. Opamiętał się, pijąc z dłoni błotnistą wodę; jego czółno płynęło środkiem rzeki i mijało ostatnie domki Sambiru. Z wracającą przytomnością opanowała go trwoga przed czemś nieznanem, co przeniknęło do jego serca, przed czemś nieuchwytnem i potężnem, co nie mogło się wypowiedzieć i żądało posłuszeństwa. Pierwszym porywem Willemsa był bunt. Nigdy już tam nie wróci. Nigdy! Rozejrzał się zwolna po wspaniałości wszystkiego co go otaczało pod zabójczym blaskiem słońca i ujął wiosło. Jakże świat wydał mu się zmieniony! Rzeka była szersza, niebo wyższe. Jak prędko sunęło czółno pod uderzeniami jego wiosła! Odkądże nabrał siły przynajmniej dwóch ludzi? Spojrzał w górę i w dół Pantai na lasy u brzegów z nawpół świadomem wraże-