Strona:PL Joseph Conrad - Wykolejeniec tom I.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

wiek sprawiły, że uznano go wkrótce za głowę rodziny, której członków i krewnych można było znaleźć wszędzie na tamtych morzach. Tu wuj, ówdzie brat; szwagier w Batawji, drugi w Palembangu; mężowie licznych sióstr; niezliczeni kuzyni rozsiani po północy, południu, wschodzie i zachodzie — w każdem miejscu gdzie istniał handel; rozgałęziona ich rodzina ogarniała niby sieć wszystkie wyspy. Udzielali pożyczek książętom, wywierali wpływ na przebieg obrad państwowych, umieli w razie potrzeby przeciwstawić się spokojnie i nieulękle białym władcom, którzy trzymali ląd i morza pod groźbą ostrych mieczów; a wszyscy odnosili się do Abdulli z wielkim szacunkiem, słuchali jego rad, przyłączali się do jego planów, albowiem był mądry, pobożny i szczęśliwy.
Obejście jego cechowała pokora właściwa prawowiernemu, który nie zapomina nigdy, choćby przez jedną jedyną chwilę swego życia na jawie, że jest sługą Najwyższego. Był bardzo dobroczynny, albowiem dobroczynny mąż jest przyjacielem Allaha; a gdy opuszczał swój dom — zbudowany z kamieni tuż pod miastem Penang — i gdy szedł do własnych składów w porcie, musiał często usuwać szybko rękę z pod ust ludzi swojej rasy i wiary, wymawiając się od tych oznak czci lub nawet strofując surowo prawowiernych, którzy usiłowali dotknąć końcami palców jego kolan z wdzięcznością lub prośbą. Był bardzo piękny; małą głowę trzymał prosto z łagodną powagą. Jego wyniosłe czoło, wąska, ciemna twarz o delikatnie wyrzezanych rysach i prostym nosie składały się na powierzchowność arystokraty, świadczącą o czystej jego krwi. Brodę nosił krótką, zaokrągloną. Duże brunatne oczy patrzyły ze spokojną