Strona:PL Joseph Conrad - Wykolejeniec tom I.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.

konarów wielkiego drzewa na dziedzińcu Omara. W gęstem listowiu nad głową śpiewającego rozległ się bezładny trzepot skrzydeł, senne uwagi w ptasim języku, głośny szelest liści. Postacie u ognia poruszyły się; cień kobiety zmienił postawę a pieśń Babalacziego urwała się nagle w napadzie cichego, uporczywego kaszlu. Po tej przerwie Babalaczi nie podjął już swego rapsodu, lecz oddalił się cichaczem aby znaleźć jeśli nie sen to przynajmniej wypoczynek.