Strona:PL Joseph Conrad - Wykolejeniec tom I.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.


ROZDZIAŁ SZÓSTY

Z chwilą gdy Abdulla opuścił wraz z towarzyszami zagrodę Omara, Aissa podeszła do Willemsa i stanęła u jego boku. Nie zwracał uwagi na oczekiwanie malujące się w jej postaci, a gdy wreszcie dotknęła go łagodnie, rzucił się na nią z wściekłością, zdarł z jej twarzy zasłonę i podeptał jak śmiertelnego wroga. Aissa spojrzała na niego z nikłym uśmiechem, cierpliwym i pełnym ciekawości, zdumiona i zainteresowana jak ignorant śledzący ruch skomplikowanej maszynerji. Wyładowawszy swą wściekłość, Willems wpatrzył się znów w ognisko, surowy i nieugięty, lecz kiedy Aissa dotknęła mu palcami karku, twarde linje koło jego ust znikły natychmiast, oczy zaczęły błądzić niespokojnie a wargi zadrżały. Zwrócił się ku niej z nieodpartą szybkością cząsteczki żelaza — która, chwilę przedtem spokojna, skacze ku potężnemu magnesowi — porwał Aissę w ramiona i przycisnął gwałtownie do piersi. Puścił ją równie szybko; potknęła się, odstąpiła wstecz, dysząc przez rozchychylone wargi i rzekła z żartobliwym wyrzutem:
— O szalony człowieku! A coby się stało, gdybyś mnie zdusił w silnych ramionach?
— Chcesz żyć... i znów chcesz uciec ode mnie — rzekł łagodnie. — Powiedz mi — czy to prawda?
Podeszła do niego drobniutkiemi krokami z głową nieco przechyloną, z rękoma na biodrach, kołysząc się lekko; to zbliżanie się było większą udręką niż ucieczka.