Strona:PL Joseph Conrad - Wykolejeniec tom II.djvu/045

Ta strona została uwierzytelniona.

swoje projekty na przyszłość. Pomówi z Abdullą i z Lakambą. Trzeba dojść do porozumienia z tymi ludźmi teraz, kiedy są górą... Tu urwał i zaczął kląć ile wlazło, a tymczasem Nina, gmerając mu pilnie u szyi, znalazła świstawkę i gwizdała głośno od czasu do czasu tuż nad jego uchem; wstrząsał się i śmiał, przytrzymując jej ręce i łając ją pieszczotliwie. Tak, to się łatwo da zrobić. Lingard jest człowiekiem, z którym trzeba jeszcze się liczyć. Almayer wie o tem najlepiej. A więc dobrze. Trzeba będzie dużo cierpliwości, żeby sklecić jakiś niewielki handel. To się zrobi. Ale najważniejsza rzecz — tu Lingard stanął jak wryty przed zasłuchanym Almayerem — najważniejsza rzecz to wyszukanie złota tam w górze nad rzeką. On, Lingard — zupełnie się temu poświęci. Był już raz w środku wyspy. Są tam olbrzymie złoża alluwjalnego złota. Bajeczne. Jest tego pewien. Widział te miejsca. Niebezpieczna robota? Naturalnie! Ale co za nagroda! Będzie tam szukał — i znajdzie. Napewno. Pal djabli niebezpieczeństwo. Najpierw wydobędą sami tyle złota ile się da. Nie zdradzą tego nikomu. Po jakimś czasie założą spółkę. W Batawji albo w Anglji. Lepiej w Anglji. Oczywiście wszystko uda się wspaniale. A to dziecko będzie najbogatszą kobietą świata. On, Lingard, pewnie tego już nie zobaczy, choć czuje że przetrwa jeszcze dobrych kilka lat, lecz Almayer zobaczy. Oto coś dla czego warto żyć. Prawda?
Tymczasem najbogatsza kobieta świata krzyczała od pięciu minut świdrującym głosikiem: „Radżo Laut! Radżo Laut! Hai! Słuchaj“. A stary marynarz mówił machinalnie coraz głośniej aby przekrzyczeć głębokim basem niecierpliwe wołanie dziecka. Nagle zatrzymał się i rzekł czule:
— Czego chcesz, mała kobietko?