Strona:PL Joseph Conrad - Wykolejeniec tom II.djvu/080

Ta strona została skorygowana.

wione jest że ziemia należy do tych, którzy mają jasną skórę i twarde a głupie serca. Im dalej od pana, tem lżej niewolnikowi, tuanie! Ty byłeś zbyt blisko. Twój głos rozbrzmiewał wciąż w naszych uszach. Teraz już tak nie będzie. Wielki radża w Batawji jest silny, ale można go oszukiwać. Musi przemawiać bardzo głośno, aby go aż tu usłyszano. Ale jeśli wypadnie nam krzyczeć, wówczas będzie musiał usłyszeć liczne głosy wzywające opieki. On jest tylko białym człowiekiem.
— Jeśli przemawiałem kiedy do Patalola jak starszy brat, to tylko dla waszego dobra — dla dobra was wszystkich — rzekł Lingard z wielką powagą.
— Oto mowa białego człowieka — wykrzyknął Babalaczi z gorzkiem uniesieniem. — Ja was znam. Tak właśnie przemawiacie, nabijając wasze strzelby i ostrząc wasze miecze; a kiedyście gotowi, wówczas mówicie do tych co są słabi: „Słuchajcie nas i bądźcie szczęśliwi, lub umierajcie!“ Dziwni jesteście wy, biali. Myślicie że tylko wasza mądrość, i wasza cnota, i wasze szczęście są prawdziwe. Jesteście silniejsi od dzikich zwierząt, ale mniej od nich mądrzy. Czarny tygrys wie, kiedy zaspokoił swój głód — a wy nie wiecie. Tygrys zna różnicę między sobą a tymi co umieją mówić; wy nie rozumiecie różnicy między wami a nami — którzy jesteśmy ludźmi. Jesteście mądrzy i potężni — i będziecie zawsze głupi.
Wyrzucił ręce w górę, mącąc senną chmurę dymu zawisłą nad głowami i uderzył otwartemi dłońmi o kruchą podłogę z obu stron swych wyciągniętych nóg. Cała chata zatrzęsła się; Lingard patrzył z ciekawością na podnieconego męża stanu.
Apa! Apa! O co ci chodzi? — mruknął łagodzą-