Strona:PL Joseph Conrad - Wykolejeniec tom II.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

walam iż ci, którzy ze mną byli, nie wiedzieli że znów jeden mąż umarł. Uczyniłam to wszystko. Cóżeś ty więcej uczynił? To było moje życie. A jakie było twoje?
Treść i ton jej słów zatrzymały Lingarda, który słuchał, stojąc bez ruchu, zniewolony do życzliwej uwagi. Umilkła i odetchnęła głęboko; z jej zapatrzonych czarnych źrenic — które błyszczały wielkie, spokojne, okrągłe, obrzeżone wąskim pierścieniem białek — padł podwójny promień duszy, wytężonej w zapamiętałem pragnieniu by przeniknąć najtajniejsze zamysły jego serca. Milczała przez długą chwilę, chcąc uwydatnić znaczenie swoich słów, poczem szepnęła z gorzkim żalem:
— I oto klęczałam u twoich nóg! I oto się boję!
— Jesteś kobietą, której serce — jak mi się zdaje — dość jest wielkie aby wypełnić pierś męża — rzekł Lingard powoli, patrząc z zainteresowaniem w jej oczy — ale mimo to jesteś kobietą, i ja, Radża Laut, nie mam ci nic do powiedzenia.
Słuchała, przechyliwszy głowę z napiętą uwagą; głos Lingarda wydał się jej niespodziany, daleki, nieziemski, jak głosy co we śnie mówią pocichu rzeczy przerażające, okrutne lub bezsensowne, na które odpowiedź jest niemożliwa. Ten człowiek nie ma jej nic do powiedzenia! Załamała ręce, ogarnęła dziedziniec wytężonym, obłędnym wzrokiem, który nic nie dostrzegał, potem spojrzała w górę na beznadziejne, sino-szare niebo o czarnych chmurach; na niespokojną żałobę gorących, wspaniałych niebios, co patrzyły na początek jej miłości, co słyszały jego błagania i jej odpowiedzi, widziały jego żądzę i jej lęk, oglądały jej radość, jej poddanie się — i jego porażkę. Lingard poruszył się zlekka, a ten nieznaczny jego ruch sprawił, że rozproszone, bezładne myśli Aissy zamieniły się w śpieszne słowa.