Strona:PL Joseph Conrad - Wykolejeniec tom II.djvu/153

Ta strona została skorygowana.

żał że takie sprzęty są niezbędne dla powodzenia w handlu. Lingard śmiał się z Almayera, ale zadał sobie niezmierny trud aby sprowadzić te rzeczy. Przyjemnie mu było uszczęśliwić swego protegowanego, swego zięcia. Była to dla Sambiru wielka sensacja przed jakiemi pięciu laty. Podczas wyładowywania tych sprzętów dosłownie cała osada rozstasowała się na brzegu rzeki naprzeciw domu Radży Lauta, aby patrzeć, aby zdumiewać się, aby podziwiać... Jaki wielki stół, a ileż na nim skrzynek, i z wierzchu, i pod spodem... Co biały człowiek zrobi z takim stołem? Patrzcie, patrzcie, o bracia! Oto wielka zielona kwadratowa skrzynia ze złotą blachą na wierzchu, skrzynia taka ciężka, że dwudziestu ludzi nie może jej wywlec na brzeg. Chodźmy, bracia, pomóżmy ciągnąć za liny, może zobaczymy co tam jest w środku. Napewno skarb. Złoto jest ciężkie i trudne do udźwignięcia, o bracia! Chodźmy, dostaniemy nagrodę od srogiego Króla Morza, który tam oto stoi z czerwoną twarzą i krzyczy. Patrzcie! Tamten człowiek wynosi z łodzi stos ksiąg! Ileż ich jest! Do czego one służą?... Stary jurumudi, który zjeździł wiele mórz i przysłuchiwał się świętym mężom w odległych krajach, wyjaśnił małej grupce naiwnych obywateli Sambiru że w tych księgach są czary — czary które prowadzą po morzu okręty białych ludzi, które im dają złą ich mądrość i siłę — i wielkość, i nieprzezwyciężoną potęgę za życia, a po śmierci — Allahowi niech będą dzięki! — czynią z nich ofiary szatana i niewolników piekła.
Duma wezbrała w Almayerze, gdy ujrzał umeblowane biuro. Ten gryzipiórek o pustym mózgu wyobraził sobie, uniesiony radością, że dzięki owym meblom stał się szefem poważnego przedsiębiorstwa. Sprzedał się Lingardowi za te rzeczy — ożeniwszy się z adoptowaną