Strona:PL Joseph Conrad - Wykolejeniec tom II.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

przez niego malajską dziewczyną — i dostał w nagrodę meble oraz wielkie bogactwa, które będą niezawodnym skutkiem starannego prowadzenia ksiąg.
Przekonał się wkrótce że handel w Sambirze polegał na czemś zupełnie innem. Niepodobna było kierować Patalolem, trzymać w ryzach nieposkromionego starego Sahamina, lub powściągać młodzieńcze wybryki dzikiego Bahassoena zapomocą pióra, papieru i atramentu. Almayer nie znalazł skutecznej magji na pustych kartkach ksiąg handlowych i stopniowo zatracił dawny punkt widzenia w trzeźwiejszej ocenie sytuacji. Pokój przeznaczony na biuro uległ zaniedbaniu, niby świątynia zwietrzałych przesądów. Z początku, kiedy Almayerowa ulegała napadom pierwotnej swej dzikości, mąż jej chronił się tam niekiedy, ale gdy dziecko ich zaczęło mówić i poznawać ojca, stał się śmielszy, bo znalazł odwagę i pociechę w ślepej, namiętnej miłości do córeczki; otoczył nieprzeniknionym płaszczem egoizmu siebie i to maleństwo, którego życie było także jego życiem.
Gdy na rozkaz Lingarda Almayer przyjął do domu Joannę, umieścił składane łóżko w biurze — jedynym pokoju jaki był wolny. Wielkie biurko zostało odsunięte pod ścianę i Joanna wprowadziła się ze swym nędznym kuferkiem i z dzieckiem; rozgościła się w senny, opieszały sposób sobie właściwy, objęła w posiadanie kurz, brud, niechlujstwo, wśród których zdawała się czuć jak u siebie; wiodła życie nudne i posępne, przechodząc od gorzkich wyrzutów sumienia do trwożnej nadziei — otoczona rozpaczliwym nieładem, ruiną tych wszystkich symbolów cywilizowanego handlu. Skrawki białej tkaniny, gałganki żółte, różowe, niebieskie, gałganki wiotkie, jaskrawe i brudne walały się na podło-