Wiadomości o pani mężu. O mężu pani! Niech go cholera — dodał pod nosem.
Usłyszał szybkie kroki, potknięcie się. Jakieś meble upadły. Wzburzony głos Joanny zawołał:
— Wiadomości? Jakie? Jakie? Zaraz idę.
— Nie, nie — odkrzyknął Almayer. Niech pani coś włoży na siebie i wpuści mię do pokoju. To... to bardzo poufne. Ma tam pani świecę, co?
Obijała się naoślep wśród mebli. Przewróciła lichtarz. Willems słyszał jak pocierała napróżno zapałki. Pudełko wypadło jej z rąk. Rzuciła się na kolana, szukając poomacku na podłodze i jęcząc wśród obłędnej rozpaczy.
— Boże mój! Wiadomości! Tak... tak... Ach gdzież... gdzież jest... ta świeca. O mój Boże!... nie mogę znaleźć... Niechże pan nie odchodzi, na miłość boską...
— Ani myślę odchodzić — rzekł niecierpliwie Almayer przez dziurkę od klucza; — ale niech się pani śpieszy. To poufna rzecz... to bardzo pilne.
Uderzał zlekka nogą o ziemię i czekał, trzymając rękę na klamce. Myślał z niepokojem: „Ta baba jest skończoną idjotką. Dlaczegobym miał odejść? Ona straci głowę do reszty. Niema mowy aby zrozumiała o co mi chodzi. Za głupia“.
Krzątała się teraz śpiesznie, milcząc. Czekał. W pokoju nastała chwila zupełnej ciszy; wreszcie Joanna przemówiła wyczerpanym głosem, a słowa jej wynikały jakby z zamierającego westchnienia, lekkiego i głębokiego — zdawało się że je szepcze kobieta zapadająca w ciężkie omdlenie:
— Proszę wejść.
Otworzył drzwi. Ali, który wchodził z korytarza na werandę, przyciskając do piersi stos poduszek i kołder
Strona:PL Joseph Conrad - Wykolejeniec tom II.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.