Strona:PL Joseph Conrad - Wykolejeniec tom II.djvu/182

Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ TRZECI

Po odjeździe Lingarda samotność i milczenie otoczyły Willemsa: okrutna samotność człowieka opuszczonego przez wszystkich, pełne wyrzutu milczenie, które towarzyszy wykolejeńcowi odepchniętemu przez społeczeństwo; milczenie nie zmącone najlżejszym szeptem nadziei; głuche, nieprzeparte milczenie chłonące bez echa jęki żalu i buntownicze okrzyki. Gorzki spokój opuszczonych polanek ogarnął serce Willemsa, w którem już nic żyć nie mogło prócz wspomnień nienawistnej przeszłości. Nie odczuwał wyrzutów sumienia. Nie było miejsca na skruchę w duszy człowieka owładniętego silnem poczuciem swej indywidualności, jej pragnień i jej praw; owładniętego niewzruszonem przekonaniem o doniosłem znaczeniu swej osoby, znaczeniu które było dlań tak oczywiste i bezsprzeczne, że wszystkim pragnieniom Willemsa, wszystkim jego wysiłkom i jego błędom nadawało dostojeństwo nieuniknionych wyroków losu.
Płynęły dni. Płynęły nieznacznie, niepostrzeżenie wśród mijających szybko jaskrawych wschodów słońca, wśród krótkotrwałej zorzy łagodnych zachodów, wśród miażdżącego ucisku bezchmurnych godzin południa. Ile dni minęło? Dwa — trzy — czy też więcej? Nie wiedział. Odkąd Lingard odjechał, zdawało się Willemsowi że czas upływa wśród głębokiej ciemności. Zapanowała w nim noc. Wszystko znikło mu z oczu. Błą-