Strona:PL Joseph Conrad - Wykolejeniec tom II.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

niezmiernego pragnienia jakiejkolwiek pociechy. Jeśli musi się poddać losowi, może Aissa pomoże mu zapomnieć. Zapomnieć! W przypływie rozpaczy tak głębokiej że wyglądała jak zapowiedź spokoju, postanowił że zejdzie rozmyślnie ze swego piedestału, że odrzuci swą wyższość, wszystkie swoje nadzieje, dawne ambicje, niewdzięczną cywilizację. Przez chwilę zapomnienie w ramionach Aissy wydało mu się możliwe; pod wpływem tej możliwości odrodzona napozór żądza ogarnęła go wraz z zuchwałem lekceważeniem dla wszystkiego co się znajdowało poza nim — wraz z dziką pogardą dla Ziemi i Nieba. Powiedział sobie, że nie będzie żałował niczego. Kara za jedyny jego grzech zbyt silnie go przygniotła. Nie było dlań zmiłowania pod słońcem. On zmiłowania nie potrzebuje. Pomyślał z rozpaczą, że gdyby mógł zaznać znowu z Aissą dawnego szału, tego dziwnego szału który go odmienił, który ściągnął na niego klęskę — byłby gotów zapłacić za to wiecznem piekłem. Był upojony subtelną wonią nocy, był oczarowany wymownem tchnieniem ciepłej bryzy; zawładnął nim poryw zrodzony z samotności, z ciszy, ze wspomnień, z obecności tej kobiety oddającej mu się w uległem, cierpliwem ubóstwieniu — kobiety, która przyszła do niego w imię wspólnie przeżytych dni, kiedy nie myślał o niczem, kiedy nie widział i nie pożądał niczego — prócz jej uścisku.
Wziął ją nagle w ramiona; objęła go za szyję z cichym okrzykiem radości i zdumienia. Wziął ją w ramiona i czekał na ten zachwyt, na ten szał, na te uczucia pamiętne i utracone; a podczas gdy szlochała cicho na jego piersi, trzymał ją, chłodny, pełen nudy, zmęczenia, rozjątrzony swym zawodem — i wreszcie zaczął siebie przeklinać. Cisnęła się do niego, drżąc z ogromu