Strona:PL Joseph Conrad - Wykolejeniec tom II.djvu/195

Ta strona została skorygowana.

głowy wysokich bambusowych kęp i okrągłe szczyty pojedyńczych drzew podobnych do małych wysepek czarnych i zwartych, wyłaniających się z upiornego, nieuchwytnego morza. Na tle nikłej wschodniej zorzy ciemna pręga wielkich lasów okalała gładką przestrzeń białej mgły, niby brzeg fantastyczny i niedosiężny. Willems patrzył, nic nie widząc — myśląc wciąż o sobie. Przed jego oczami światło wschodzącego słońca trysnęło nad lasem jak nagły wybuch. Willems nie widział nic. Po chwili wyrzekł cicho pod obuchem przeszywającej myśli:
— Jestem zgubiony.
Potrząsnął wzniesioną ręką niedbałym, tragicznym gestem i zstąpił w mgłę, która zamknęła się nad nim, falując świetliście pod pierwszem tchnieniem rannego powiewu.