Strona:PL Joseph Conrad - Wykolejeniec tom II.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.

nia Sirani. Kobieta z plemienia pogardzanego przez wszystkich.
Wskazała palcem Joannę, odstąpiła wtył i wybuchnęła śmiechem.
— Piotrze, każ jej milczeć! — wrzasnęła Joanna. — Tej pogance! To poganka! Poganka! Wybij ją, Piotrze!
Willems spostrzegł rewolwer, który Aissa położyła na ławce obok dziecka. Rzekł do żony po holendersku, nie odwracając głowy:
— Chwyć dziecko i rewolwer. Widzisz — leży tam. Biegnij do łodzi. Ja ją zatrzymam. Natychmiast!
Aissa podeszła bliżej. Patrzyła na Joannę i mówiła w zapamiętaniu wśród krótkich wybuchów śmiechu, szarpiąc gwałtownie klamrę swego paska.
— Dla niej! Dla niej — matki tego, który będzie mówił o twej mądrości, o twojem męstwie. Wszystko dla niej. Ja nie mam nic. Nic. Weź to, weź.
Zerwała pasek i cisnęła do nóg Joannie. Ciskała z pośpiechem bransolety, złote szpilki, kwiaty; długie jej włosy opadły i rozsypały się po ramionach, okalając czernią dziko podnieconą twarz.
— Odpędź ją, Piotrze. Odpędź tę pogankę — mówiła raz po raz Joanna. Zdawało się że zupełnie straciła głowę. Tupała, czepiając się oburącz ramienia Willemsa.
— Patrz! — zawołała Aissa. — Patrz na matkę swojego syna. Boi się. Dlaczego nie zejdzie mi z oczu? Patrz na nią. Jest brzydka.
Joanna jak gdyby odczuła pogardliwy ton jej słów. Gdy Aissa cofnęła się znów w kierunku drzewa, Joanna puściła ramię męża, pobiegła do niej w szale i uderzyła ją w twarz; potem, odwróciwszy się, rzuciła się ku dziecku, które płakało już dłuższą chwilę, czego nikt nie