Strona:PL Jules Barbey d’Aurévilly - Kawaler Des Touches.pdf/144

Ta strona została przepisana.

leśmy się dostali w ulice, zaczniemy wojnę podjazdową. Ulice w Avranches, dzisiejszej nocy obstoją za zarośla“.
Zrobili tedy zwrot plecyma do siebie pod osłoną batogów i kijów, którymi po mistrzowsku władali. I posuwali się miarowym krokiem wśród przerzedzającej się ciżby, co rozsypywała się przerażona pożarem, a woły, rozhulane, uganiały tam i sam, jak wicher, obalając i tarasząc gawiedź. Tak zdołali bez straty w ludziach cofnąć się nareszcie z onego placu, gdzie od trzech godzin broczyli we krwi do kostek i gdzie — jak w kilka dni później mówił Le Planquet, „nie na żarty odchodziła młocka, że lepiej nie młócono nigdy w całym Cotentinie“!
— „Wiesz ty, mój Fierdrap, że to impreza równie świetna, jak bitwa pod Fontenoy?... — rzekł ksiądz, zadumawszy się głęboko, gdy siostra jego sapała zaperzona tak, że o mało nie kurzyło jej się z głowy z pod zielonego i pomarańczowego czepca.
— „To bodaj nawet świetniejsze!“ — odparł baron.
„Ten mały oddziałek Jedenastu nie dał się rozbić, lecz owszem, oni rozbili hordę chłopstwa, która ich oskrzydliła i zamknęła z frontu i z tylu. A zamiast dział mieli tylko zwykłe bicze. Niech mnie licho porwie, jeśli to nie świetniejsza batalia“!
Bohaterka partyzantów tak dalece brała sobie do serca czyny swych towarzyszów broni, że choć