Strona:PL Jules Barbey d’Aurévilly - Kawaler Des Touches.pdf/44

Ta strona została przepisana.

ich wprawdzie na codzień, ale same cisnęły się jej na usta, ilekroć ogarniało ją wzburzenie. Podobnie powraca dzikie i zuchwałe ptactwo do siedzisk swoich z dawna opuszczonych. — „Bo przecie cóż w tem niemożliwego?! Człowiek, co bił się w partyzanckiej wojnie, a nie poległ w niej, życie musi mieć twarde. Zamiast wylądować w Granville, wysiadł pewno ze statku w Portebail albo w zatoce Carteret i zatrzymał się w Valognes, po drodze do swych rodzinnych stron. Pochodzi bowiem, ile mi się zdaje, z pod Avranches.
— „Ale, mój bracie — mówiła dalej, stając przed nim ciężko, jak gdyby dotąd nogi jej tkwiły w tych wielkich butach, o których ksiądz wspominał przed chwilą i jak gdyby na głowie zamiast kfefu z pomarańczowych i zielonych jedwabi — miała jeszcze ciągłe trójgraniasty kapelusz, jaki nosiła za młodu na włosach zwiniętych w pytkę — „ależ mój bracie, skoro jesteś pewien, że to był on sam, Kawaler Des Touches, czemuż go puściłeś, czemu nie zmusiłeś go przynajmniej, żeby się z tobą rozmówił?!“
— „Gonić go! Mówić z nim!“ — odezwał się ksiądz, baraszkując w odpowiedzi na to, co Jejmość Panna de Percy mówiła z powagą i przejęciem. — „Któż goni wicher w polu — i kto rozmówi się z człowiekiem, co jak błędny ognik mignie: fiut! i już go niema, zanim się zdążyło rozpoznać go na dobre. I to jeszcze w taką słotę, jak dziś, Mościa Panno siostro!“