czące pogróżki owych ust tajemniczych. Niko dotknięty niewytłómaczonem cierpieniem, był bezwątpienia ukarany za nieposłuszeństwo i zuchwałość.
Zdarzenie to było przestrogą dla wszystkich, którzyby chcieli naśladować Nika. Ktoby się odważył pójść do zamku, naraziłby z pewnością życie. Gdyby leśniczy był wszedł do zamku, jużby go nikt żywym nie ujrzał w wiosce.
To też trwoga ogarnęła nietylko mieszkańców wioski Werst, ale nawet wioski Wulkan i innych miejscowości, położonych w dolinie rzeki Sil. Niektórzy mówili nawet o zupelnem wyniesieniu się z tych okolic; cyganie również nie chcieli pozostać w pobliżu zamczyska. Któżby bowiem sąsiadował z istotami nadprzyrodzonemi i złośliwemi? Trzeba się więc było przenieść w inną okolicę komitatu, chyba, że władza odważy się zniweczyć to groźne siedlisko. Lecz czy ludzie potrafią zwyciężyć siły nadprzyrodzone?
Przez pierwszy tydzień miesiąca czerwca nikt nie wychodził po za obręb wsi, nawet po to, aby pracować nad uprawą roli. Każde bowiem uderzenie motyką mogło wywołać ukazanie się widma, ukrytego we wnętrzu ziemi. Nawet pług, odkładając skibę, uwolnić mógł strzygi. Siejąc zaś ziarno, nie można było być pewnym, czy nie wyrośnie na jego miejscu dyabelskie jakie zielsko.
— Takby się stało z pewnością! — powtarzał z najgłębszem przekonaniem pasterz Frik.
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/105
Ta strona została skorygowana.
— 103 —