— No, ale przecież nie jest śmiertelnie chory? — zapytał z pośpiechem hrabia.
— Na szczęście — nie — odpowiedział sędzia Koltz, czekając jakiego wyjaśnienia udzieli mu teraz Franciszek de Télek.
— W tem wszystkiem nie widzę nic nadzwyczajnego — odezwał się hrabia po krótkiej chwili milczenia. — To tylko podług mnie nie ulega wątpliwości, że zamek jest obecnie zamieszkały. Przez kogo, nie wiem, ale w każdym razie nie są to duchy, tylko ludzie, którzy mają jakiś cel ukrywania się. Są to zapewne zbrodniarze, szukający tam schronienia...
— Zbrodniarze — zawołał sędzia Koltz.
— Bardzo być może, a ponieważ się lękają, aby ich tam nie ścigano, starają się utrzymać we wszystkich to przekonanie, że zamek jest nawiedzany przez duchy.
— Jakto, więc pan mniemasz, panie hrabio... — zaczął nauczyciel Hermod.
— Widzę, że mieszkańcy tych okolic są bardzo zabobonni, a ci, którzy rozgościli się w zamku, wiedzą o tem i tym sposobem unikają niepotrzebnych odwiedzin.
Dowodzenia hrabiego były bardzo prawdopodobne, lecz nikt w nie nie wierzył.
Młody hrabia spostrzegł, że nie przekonał słuchaczy, to też dodał tylko.
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/121
Ta strona została skorygowana.
— 119 —