Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/146

Ta strona została skorygowana.
— 144 —

Byłże to sen, czy rzeczywistość? Zdawało mu się, że niewidzialne usta szemrzą tuż przy jego uchu dobrze mu znaną melodyę. Utwór ten śpiewała Stilla na ostatnim koncercie, w którym brała udział.
Zachwycony urokiem ślicznej melodyi, Franciszek słuchał, nie zdając sobie sprawy z doznawanego wrażenia. Wreszcie ocknął się zdumiony, powtarzając z głębokiem przekonaniem:
— To głos mojej siostry, znam go przecież tak dobrze!
Wtem znowu dokoła zapanowała głęboka cisza, i Franciszek, wracając do poczucia rzeczywistości, powiedział sobie:

— Śniło mi się, spałem... to był sen!...




ROZDZIAŁ XI.[1]


Nazajutrz Franciszek obudził się o świcie, mając zamiar zrana opuścić wioskę Werst i udać się do Kolosvaru.
Po zwiedzeniu przemysłowych osad w Petroseny i Livadzel, Franciszek miał zamiar zatrzymać się cały dzień w Karlsburgu, a potem dopiero spędzić jakiś czas w stolicy Siedmiogrodu. Następnie już koleją żelazną miał zwiedzić Węgry i na tem zakończyć podróż.

Franciszek wyszedł z gospody i, przechadzając się po tarasie, z lunetą w ręku, przypatrywał się ciekawie murom zamczyska, które rysowały się wyraźnie na jasnem tle nieba, w promieniach wschodzącego słońca.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Polskie wydanie nie zawiera nagłówka nowego rozdziału w tym miejscu. Został wstawiony na podstawie tekstu wydania francuskiego.