nad rozwiązaniem tego pytania, gdy Rotzko przysunął się do niego na tarasie.
Franciszek wymienił mu swoje wątpliwości.
— Bardzo być może, panie hrabio, że baron de Gortz jest wmieszany w te nieczyste sprawy, — odpowiedział Rotzko. — Ale jeśli tak jest, to mojem zdaniem najlepiej nie mieszajmy się w to wszystko. Niech sobie radzą, jak chcą tchórzliwi mieszkańcy Werst, to już ich rzecz. Pocóż mamy się troszczyć o zapewnienie im spokoju?
— Zdaje mi się, że masz słuszność, mój poczciwy Rotzko, — potwierdził Franciszek.
— Sądzę, że postępując w ten sposób, uczynisz pan najlepiej, — odpowiedział z prostotą stary żołnierz.
— Teraz już sędzia Koltz i inni wiedzą, jak sobie radzić, jeśli chcą się pozbyć mniemanych duchów zamczyska.
— Bez wątpienia, panie hrabio, powinni tylko zawiadomić policyę w Karlsburgu.
— Po śniadaniu ruszamy w drogę, Rotzko!
— Wszystko będzie gotowe, proszę pana!
— Ale nim zejdziemy napowrót w dolinę rzeki Sil, zawrócimy się w stronę góry Plesa.
— A dlaczego, proszę pana?
— Chciałbym, jeśli można, z blizka przypatrzyć się murom starego zamczyska.
— W jakim celu, proszę pana?
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/148
Ta strona została skorygowana.
— 146 —