— Jest to kaprys, mój Rotzko, kaprys, który nas opóźni w podróży o parę godzin zaledwie.
Rotzko bardzo był niezadowolony z tego postanowienia, które wydawało mu się zupełnie bezcelowem. Wierny sługa lękał się bowiem wszystkiego, co zbyt żywo przypominało hrabiemu przeszłość. Lecz nie mógł odwieść Franciszka od tego zamiaru.
Jakaś nieprzezwyciężona siła ciągnęła go do zamczyska; zdawało mu się, że słyszy wciąż głos Stilli.
Z początku mniemał, że złudzenie, jakiego doznał w izbie gospody pod królem Maciejem, było snem tylko, lecz w tej chwili przypomniał sobie, że jakiś głos tajemniczy ostrzegał w tem samem miejscu Niko Decka, który nie usłuchał groźby. Nic więc dziwnego, że hrabia postanowił zbliżyć się do starego zamku, nic jednak nie wspominając o tem mieszkańcom wioski Werst.
Kto wie, czy dowiedziawszy się o jego postanowieniu, nie przyłączyliby się do starego Rotzko i razem z nim nie błagali hrabiego, aby zaniechał zbyt ryzykownego przedsięwzięcia. To też hrabia zalecił swemu słudze jak najgłębsze milczenie.
Widząc podróżnych, dążących ku dolinie Sil, każdy będzie tego mniemania, że udają się do Karlsburga.
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/149
Ta strona została skorygowana.
— 147 —