mi rozwikłać tę zagadkę... gdyż zdaje mi się, że od zmysłów odchodzę...
— Panie hrabio... mój drogi panie!
— Bądź-co-bądź, ja muszę się dostać do zamku... dziś jeszcze...
— Ależ nie, pozostawmy to do jutra...
— Niepodobna... ona tam jest... może mnie także poznała...
— No to i ja z panem pójdę...
— Nie, ja sam dostanę się do zamku.
— Sam?
— Tak jest.
— Ale w jaki sposób dostanie się pan w głąb zamku, jeżeli Niko Deck nie mógł się tam dostać?
— Ale ja wejdę...
— Most zwodzony jest spuszczony.
— Już ja potrafię znaleźć wyłom, przez który się dostanę...
— Więc stanowczo pan nie chce, abym mu towarzyszył?
— Nie!... Musimy się rozłączyć, gdyż w ten sposób bardziej możesz mi być użyteczny...
— Czy ja tu mam na pana czekać?
— Nie, Rotzko.
— A więc gdzież pójdę?
— Do Werst... albo nie... nie chodź do Werst — odpowiedział Franciszek — Lepiej, aby ci ludzie nie wiedzieli o niczem... Udasz się do wioski Vulkan i tam przepędzisz noc... Jeżeli nie wrócę do rana, poczekasz kilka godzin i udasz
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/161
Ta strona została skorygowana.
— 159 —