się do Karlsburga... Tam opowiesz wszystko naczelnikowi policyi i przyjdziesz tu z siłą zbrojną. Jeżeli nie można będzie inaczej, niech szturmem zdobędą zamek... Ja muszę ocalić Stillę!...
Rotzko przestraszył się, widząc niezłomne postanowienie hrabiego.
— Idź, Rotzko! — zawołał jeszcze raz.
— Więc pan tego żąda koniecznie?
— Rozkazuję ci!
Wobec tego żądania Rotzko musiał okazać się posłusznym. Zresztą Franciszek już się oddalił i znikał w pomroce wieczornej.
Rotzko przez chwilę stał w miejscu, nie mając odwagi oddalić się. Przyszło mu na myśl, że usiłowania Franciszka okażą się daremne, gdyż nie zdoła się przedostać nawet przez mur, okalający zamczysko, i będzie zmuszony wrócić do wioski Vulkan, może nawet jeszcze w nocy... Wtedy obadwaj udadzą się do Karlsburga i to, czego pojedynczy ludzie nie potrafili dokonać, władza spełni z łatwością... Tak, z przeklętego zamczyska nie pozostanie nawet kamień na kamieniu, jeśli Rudolf de Gortz będzie się chciał bronić, choćby mu nawet dopomagało całe piekło.
Uspokojony nieco, Rotzko zaczął schodzić z góry Orgall, aby się wydostać na drogę wiodącą ku wąwozowi Vulkan.
Franciszek tymczasem, idąc koło muru, minął basztę narożną z lewej strony.
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/162
Ta strona została skorygowana.
— 160 —