nym i że może wreszcie wydostanie się do stóp wieży.
Bez zaprzeczenia musiała istnieć krótsza i łatwiejsza droga, prowadząca od wejścia do galeryi podziemnej i do wewnętrznych zabudowań zamku. W czasach, gdy mieszkała tu rodzina baronów de Gortz, nie potrzeba było nawet przechodzić przez podziemia, aby się dostać do zamku, do którego prowadziły drugie drzwi, znajdujące się naprzeciw podziemnej galeryi.
Drzwi te wychodziły na plac zwany wojennym, wpośrodku którego wznosiła się wieża.
Już z godzinę może młody hrabia błądził w podziemiach, nadsłuchując, czy nie usłyszy jakiego szmeru, nie śmiejąc wołać Stilli, aby nie obudzić czujności jej nieprzyjaciół. Nie tracił jednak odwagi, powtarzając sobie, że iść będzie, dopóki mu sił starczy, lub dopóki nie napotka nieprzezwyciężonej przeszkody.
Wkrótce przecież, chociaż nie chciał tego przyznać przed sobą, uczuł się wycieńczonym niesłychanie. Od wyjścia z wioski Werst nie jadł nic jeszcze; głód i pragnienie dokuczały mu więc okropnie; nogi uginały się pod nim. Ciepłe i wilgotne powietrze podziemia tamowało mu oddech, serce biło mu w piersiach jak młotem.
Była już może dziewiąta godzina w wieczór, gdy Franciszek znalazł się nad schodami, prowadzącymi w dół, ku fundamentom zamku. Być może schody nie miały wyjścia?
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/171
Ta strona została skorygowana.
— 169 —