siał przyprowadzić z Karlsburga do wioski Werst... Szturmem zdobędą stare zamczysko i zwiedzą wszystkie jego zakątki...
Należało tylko czemprędzej wprowadzić w czyn to postanowienie.
Franciszek podniósł się z łóżka i zwrócił się w stronę korytarza, przez który dostał się do pieczary. Wtem usłyszał jakiś szmer poza drugiemi, zamkniętemi drzwiami.
Zdawało mu się, że był to szelest zwolna zbliżających się kroków.
Franciszek pobiegł w tę stronę i, powstrzymując oddech, przyłożył ucho do grubych dębowych podwoi. Nadsłuchywał pilnie...
Szelest zbliżających się kroków słychać było w regularnych odstępach, jak gdyby ktoś wchodził po schodach. Nie ulegało zatem wątpliwości, że poza drzwiami znajdowały się drugie schody, które łączyły zapewne pieczarę z wewnętrznym dziedzińcem.
Chcąc być przygotowanym na wszelki wypadek, Franciszek wyciągnął z pochwy nóż, który miał zawieszony u pasa, i ujął go silną dłonią.
Jeżeli ukaże się jaki sługa barona de Gortz, Franciszek rzuci się na niego, wyrwie mu z ręki klucze i skrępuje go, aby nie mógł szkodzić. Potem wyjdzie korytarzem, który zapewne prowadzi na dziedziniec, a tem samem do wieży zamkowej.
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/177
Ta strona została skorygowana.
— 175 —