przesuwające się ponad najwyższymi szczytami, to wiem już na dwadzieścia cztery godziny naprzód, jaka będzie pogoda. Patrz, czy widzisz tę lekką mgłę, wznoszącą się ponad ziemią? Otóż mogę ci powiedzieć napewno, że jutro deszcz będzie padał.
Rzeczywiście, kto tak znał się na niebie, jak Frik, mógł się łatwo obejść bez barometru.
— Nie pytam się nawet, czy ci zegar potrzebny? — zaczął znowu handlarz.
— Zegar? a nacóżby mi się przydał?... Mam ja najlepszy zegar, który krąży nad moją głową i chodzi bez niczyjej pomocy, a jest nim słońce na niebie. Gdy ono zatrzyma się na wierzchołku góry Rodük, wiem, że wtedy jest południe, a gdy wygląda przez wąwóz Egelt, jest wówczas szósta godzina. Moje barany wiedzą o tem zarówno dobrze, jak i moje psy. Schowaj więc dla siebie swoje zegary.
— No, gdybym tylko tego rodzaju klientów napotykał, — odpowiedział kramarz, — nie wiem, czy potrafiłbym zarobić na życie. A zatem nic wam nie potrzeba, pasterzu?
— Nic, a nic.
Trzeba wyznać, że towar, którym przechwa się handlarz, był w dość lichym gatunku i odznaczał odznaczał się wyborową robotą. Barometry nie wskazywały dokładnie zmian pogody, wskazówki zegara posuwały się za prędko lub za wolno. Być może, że pasterz przeczuwał to i dlatego nie chciał
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.
— 16 —