w starym zamku, gdyż tajemne przejście, prowadzące na drogę w wąwozie Wulkan, dozwalało staremu i wiernemu służącemu, którego nikt nie znał, przynosić tędy w oznaczonym czasie wszystko, co było potrzebne do życia dla barona Rudolfa i jego towarzysza.
Zresztą zamek, a nadewszystko środkowa wieża, mniej była zrujnowana, niż można było przypuszczać, i zupełnie odpowiednia na mieszkanie, nawet dla ludzi bardziej wymagających, niż był baron de Gortz i Orfanik. To też Orfanik, zaopatrzony we wszystko, co było potrzebne do jego doświadczeń, mógł się zajmować swemi olbrzymiemi pracami, do których żywiołów dostarczała mu fizyka i chemia. Wtedy przyszła mu myśl do głowy, aby zużytkować te odkrycia w celu odstręczenia ciekawości ludzkiej.
Baron de Gortz przyjął bardzo chętnie jego propozycyę, i Orfanik zbudował sobie specyalną maszyneryę, przeznaczoną do straszenia okolicznych mieszkańców. Maszynerya ta wywoływała zjawiska, które mogły być przez zabobonnych wieśniaków przypisywane jedynie sprawom dyabelskim.
Przedewszystkiem zależało na tem baronowi de Gortz, ażeby wiedział co się dzieje w najbliższej wiosce.
— Czyby nie można znaleźć sposobu, aby słyszeć, co mówią tam ludzie i żeby się oni tego nie domyślali? — pytał Orfanika.
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/194
Ta strona została skorygowana.
— 192 —