Podczas pierwszych lat spokojność zamku w niczem nie była zakłócona. Wieści, wzbudzające trwogę, oddalały od starych ruin mieszkańców wioski Werst. Zresztą wszyscy mniemali, że zamek jest zupełnie opuszczony po śmierci ostatnich służących, którzy go jeszcze czas jakiś pilnownli. Ale pewnego dnia, w chwili gdy się rozpoczęło nasze opowiadanie, dostrzeżono za pomocą lunety, nabytej przez Frika, dym wydobywający się z komina ponad wieżą zamkową. Wtedy zaczęły krążyć najrozmaitsze wieści i domysły, z których już wiemy, jakie wynikły następstwa.
Wtedy to dopiero połączenie telefoniczne okazało się pożyteczne, gdyż baron de Gortz i Orfanik mogli wiedzieć o wszystkiem, co się działo w Werst. Za pośrednictwem telefonu dowiedzieli się o postanowieniu Niko-Decka, który oznajmił, iż uda się do zamczyska; przez telefon także odezwał się groźny głos w izbie zajazdu pod królem Maciejem, głos, który chciał powstrzymać leśnika od niebezpiecznej wycieczki. Lecz ponieważ Niko-Deck pomimo tej groźby trwał w swoim zamiarze, baron de Gortz postanowił mu dać taką nauczkę, ażeby raz na zawsze stracił ochotę do odwiedzania zamczyska.
Tej nocy maszynerya Orfanika, zawsze przygotowana do działania, wywołała cały szereg zjawisk, czysto fizycznych, lecz takiego rodzaju, że mogły wzbudzić postrach w okolicy. Dzwon
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/196
Ta strona została skorygowana.
— 194 —