W kilka chwil później baron de Gortz i Orfanik wyszli z kaplicy.
Chociaż w powyżej przytoczonej rozmowie ani razu nie było wymienione imię Stilli, Franciszek domyślił się, że to o śpiewie jego siostry mówił Rudolf de Gortz.
Klęska więc była blizka. Franciszek nie mógł jej zapobiedz inaczej, tylko stawiając barona de Gortz w niemożności wykonania powziętego planu.
Była wtedy godzina jedenasta wieczorem. Nie lękając się być dostrzeżonym, Franciszek zaczął pracować. Cegły w murze odrywały się dość łatwo, ale grubość muru była taka, że pół godziny upłynęło, nim otwór ukazał się dostatecznym, aby Franciszek mógł się przezeń wydostać.
Znalazłszy się wreszcie w kaplicy, do której powietrze miało przystęp ze wszystkich stron, Franciszek uczuł się rzeźwiejszym i silniejszym. Przez dziury porobione w kopule i otwory okien widać było niebo i mknące na niem lekkie chmurki, gnane wiatrem. Gdzieniegdzie ukazywały się już na horyzoncie gwiazdy, które bladły wobec blasku księżyca, błyszczącego na niebie.