ra zwróciła uwagę Franciszka, był dziwny kontrast światła i cienia.
Prawa strona komnaty zdawała się być pogrążona w zupełnej ciemności, z lewej strony znajdowała się estrada, której podłoga obita była czarnem suknem. Estrada tonęła w płomieniach jasności, skierowanej tu prawdopodobnie przez jakiś przyrząd odbijający światło, lecz umieszczony w ten sposób, że nie można było go dostrzedz.
O dziesięć kroków od estrady znajdował się starożytny fotel, z wysokiemi poręczami. Od estrady oddzielał go wysoki ekran. Ekran rzucał na fotel półcień.
Obok fotelu był mały stoliczek, pokryty dywanem, a na stoliczku czworokątne pudełko.
Pudełko mogło mieć długości dwanaście lub piętnaście cali, a szerokości od pięciu do sześciu. Wierzch jego wysadzany kamieniami był w tej chwili otwarty. Wewnątrz znajdował się metalowy walec.
Gdy Franciszek przestąpił próg komnaty, od pierwszej chwili spostrzegł, że fotel był zajęty.
Siedział na nim ktoś w postawie nieruchomej zupełnie, z głową wspartą o poręcz i przymkniętemi powiekami. Prawą rękę opierał na stole, a dłonią dotykał wierzchu pudełka.
Był to Rudolf de Gortz.
Czyż baron dlatego pragnął przepędzić ostatnią noc w komnacie starej wieży, aby tu wyspać się dobrze?
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/208
Ta strona została skorygowana.
— 206 —