Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/210

Ta strona została skorygowana.
— 208 —

Stilla stała na estradzie w pełnem oświetleniu; piękne jej włosy były rozpuszczone, a strój stanowiła biała suknia, taka sama, w jakiej po raz ostatni występowała w teatrze i w jakiej ukazała się Franciszkowi na tarasie baszty zamkowej. Wzrok jej padał wprost na postać Franciszka de Télek...
Stilla musiała go widzieć, a jednak nie dała poznać po sobie, czy go poznaje lub nie, nie odezwała się do niego ani jednem słówkiem... Oczywiście nie była przy zdrowych zmysłach!
Franciszek chciał porwać drogą siostrę z estrady i uprowadzić z tego złowrogiego zamku... Już chciał się rzucić, gdy naraz Stilla zaczęła śpiewać. Baron de Gortz pochylił się na fotelu, aby ją lepiej słyszeć. Śpiew sprawiał mu niewymowną przyjemność, upajał się nim, jak boskim nektarem lub czarowną wonią. Na twarzy jego malował się ten sam zachwyt, którym odznaczały się jego lica podczas przedstawień teatralnych. Tu, w tej samotności, w głębi tej wieży, panującej ponad pustą okolicą Siedmiogrodu, śpiew wywoływał w nim te same co niegdyś cudowne wrażenia. Był to ten sam głos fenomenalny, dźwięczny, srebrny, którego słuchając, Franciszek stał nieporuszony, jakby oczarowany.
Tak, Stilla śpiewała!... Śpiewała dla barona de Gortz!... Zdawało się, że usta jej zaledwie się poruszają, lekkie wydając tchnienie... Ale jeżeli sławna śpiewaczka postradała zmysły, po-