Rotzko i Niko-Deck myśleli tylko o odnalezieniu młodego hrabiego. Ponieważ Franciszek nie wrócił w czasie oznaczonym, byli więc pewni, że nie zdołał wymknąć się z zamku.
Ale Rotzko nie śmiał pocieszać się nadzieją, że Franciszek żyje i że uniknął straszliwej klęski; wierny sługa płakał rzewnie, a Niko-Deck nie wiedział, w jaki sposób go uspokoić.
Wreszcie po półgodzinnych poszukiwaniach znaleziono młodego hrabiego na pierwszem piętrze głównej baszty, pod filarem, który podtrzymywał mury i nie runął razem z innymi, ocalając tym sposobem Franciszka od przygniecenia.
— Mój pan... mój biedny pan!...
— Pan hrabia!
Zawołali prawie jednocześnie Rotzko i Niko-Deck, skoro spostrzegli Franciszka. W pierwszej chwili mniemali, że znaleźli tylko martwe ego zwłoki, lecz hrabia był tylko zemdlony.
Po długiej chwili otworzył oczy, ale błędne jego spojrzenie nie poznało wiernego Rotzko. Franciszek nie zrozumiał nawet dźwięku jego głosu.
Niko-Deck, który podtrzymywał hrabiego w objęciach, zaczął także mówić do niego, ale Franciszek nic nie odpowiedział.
Wreszcie zaczął powtarzać bezmyślnie ostatnie wyrazy, jakie śpiewała Stilla:
— „Chcę umrzeć!”
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/216
Ta strona została skorygowana.
— 214 —