nie, zboczenia i szarawe barwy, w które przyoblokły je wieki.
Tak samo przedstawiał się i starożytny zamek wśród gór. Niepodobieństwem było określić jasno jego kształtów. Wznosił się on na równinie Orgall, obok wąwozu Wulkan. Wyniosłe szczyty okalające go nie dozwalały mu odbijać się wyraźnie na horyzoncie. To, co brano za wieżyczkę, mogło być odłamkiem skały; wszystkie kształty były niepewne i nieokreślone. Wielu turystów twierdziło nawet, że stare zamczysko istniało tylko w wyobraźni okolicznych mieszkańców.
Najłatwiej było przekonać się o tem, udając się z przewodnikiem, któryby chciał iść do zamczyska. Nikt w okolicy nie odważył się zaprowadzić tam podróżnego.
Przez lunetę, choćby lepszą od tej, jaką kupił pasterz Frik od handlarza, można było widzieć jedynie, że na jakie ośmset lub dziewięćset stóp ponad wąwozem Wulkan, wznosił się szary mur, pokryty pnącemi się roślinami, które go do połowy zakrywały. Mur ciągnął się w okrąg na jakie pięćdziesiąt sążni. W dwóch przeciwległych rogach wznosiły się dwie wieże, a przy wieży z prawej strony rósł właśnie ów sławny buk, który miał wróżyć ostateczną zagładę ruinom zamku. Na wieży widać było jeszcze dach śpiczasty; na lewo wznosiła się dzwonnica zamkowej niegdyś kaplicy, a wichry potrącały nie-
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.
— 23 —