ćwierć mili od zamku, narażał nietylko na zgubę życie doczesne, ale i zbawienie wieczne.
Lecz ten zgubny wpływ miał ustać, skoro ze starożytnej fortecy nie pozostanie ani jednego kamienia; tak przynajmniej opiewała legenda.
Podług niej, istnienie zamku łączyło się z istnieniem starego buku, rosnącego w rogu zamkowego muru. Po zniknięciu Rudolfa de Gortz, wieśniacy, a mianowicie pasterz Frik uważali, że buk corocznie tracił wielkie swe gałęzie. Gdy po raz ostatni widziano Rudolfa na tarasie pałacowym, buk liczył ośmnaście konarów, a dziś miał zaledwie trzy. Z każdą ubywającą gałęzią, ubywały lata istnienia zamku. Gdy spadnie ostatnia gałęź, na płaszczyźnie Orgall nie pozostanie śladu dawnych murów.
Ma się rozumieć, że to wszystko było wynikiem bujnej wyobraźni ludzkiej, lecz w baśnie te wierzyli wszyscy od najstarszych do najmłodszych, głównie dlatego, że tak twierdził Frik, który baczną zwracał uwagę na drzewo, podczas, gdy jego trzoda pasła się na pastwiskach Sil.
Pasterz dążył właśnie z tą wiadomością do wsi, gdy spotkał handlarza, od którego kupił lunetę.
A była to wiadomość ważna. Dym ukazał się ponad wieżą... To, czego Frik nie mógłby dojrzeć gołem okiem, dojrzał przez lunetę. Nie była to bynajmniej mgła, lecz dym wznoszący się ku obłokom. A jednak zamek był opuszczony!
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/30
Ta strona została skorygowana.
— 28 —