Od dawna nikt nie dostał się tam przez podziemne wejście, które zapewne jest zamknięte, jak również most zwodzony, który był prawdopodobnie podniesiony.
Jeżeli więc w zamku ktoś mieszka, to chyba istoty nadprzyrodzone. Ale z jakiego powodu duchy miałyby rozniecać w komnatach zamkowych ogień? Czy to był ogień w celu ogrzania pokoi, lub ugotowania pożywienia?... Była to zagadka trudna do rozwikłania.
Frik z pospiechem zapędzał swą trzodę, w czem mu gorliwie psy dopomagały. Tumany pyłu na drodze opadały szybko, zwilżone wieczorną rosą.
Kilku wieśniaków, zapóźnionych przy pracy, powitało Frika pozdrowieniem, lecz on zaledwo odpowiedział na ich uprzejmość, co wzbudziło prawdziwy w wieśniakach niepokój, gdyż chcąc uniknąć złego wpływu czarownika, nie dość go pozdrowić, trzeba jeszcze, aby oddał pozdrowienie. Ale Frik nie myślał o tem, patrzył przed siebie błędnym wzrokiem i coś mruczał pod nosem.
Wreszcie, gdy zapędził trzodę do szopy, udał się czemprędzej do swego pana, sędziego Koltz.
— Panie, widać ogień w zamczysku! — wołał już z daleka.
— Gdzie, jaki ogień? — powtórzył ze zdumieniem Koltz.
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/31
Ta strona została skorygowana.
— 29 —