Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/36

Ta strona została skorygowana.
— 34 —

bujne sploty pnących się roślin ozdabiają mury, na słomianych dachach porastają mchy, topole, wiązy, buki, jodły i klony otaczają domostwa. W oddali widać coraz wyżej piętrzące się góry, których wierzchołki odbijają się na jasnem tle nieba.
Narzecze, którem mówią w tej wiosce, nie jest ani niemieckiem, ani węgierskiem, lecz rumuńskiem, którego również używają cyganie, rozrzuceni we wszystkich okolicach komitatu. W Werst znajdowali się także cyganie, lecz mieszkali zupełnie oddzielnie, jakkolwiek wyznawali religię chrześcijańską.
Cywilizacya jest jak powietrze lub woda, jak tylko gdzie znajdzie jakiś otwór, przedostaje się natychmiast, przynosząc zarazem zmiany w okolicy. Lecz widać, że takiej szczerby nie było tu jeszcze, gdyż Werst był zakątkiem ziemi zupełnie zacofanym. Mieszkańcy tych okolice nigdy się stąd nie wydalali, tu żyli i tu umierali.
Nauczyciel wiejski, Hermod, uczy tylko czytać, pisać i rachować, ale dalej nie sięga jego wykształcenie. Historya, geografia i literatura są to dla niego rzeczy nieznane, umie on tylko ludowe pieśni i legendy. I pod tym względem nigdy go pamięć nie zawodzi. Niektórzy uczniowie bardzo z tego korzystają.
Teraz przypatrzmy się bliżej sędziemu z Werst. Był to człowiek mający około lat sześćdziesięciu, Rumun z pochodzenia, z krótko przystrzyżonymi,